poniedziałek, 11 sierpnia 2014

00.

Całe życie musimy wybierać. Już od najmłodszych lat jesteśmy skazani na dobre lub złe wybory. Kiedyś wybieraliśmy pomiędzy dwoma kolorami kredek, lub osobami, z którymi chcemy się bawić. Kiedyś dobrym wyborem mogła być czekolada, a złym ciastka. Kiedyś było to o wiele prostsze. Bo dziecięce wybory nie niosły za sobą konsekwencji większych od kłótni czy nieudanego rysunku. Niestety każdy musi kiedyś dorosnąć. Każdy z nas musi nauczyć się dokonywać wyborów i iść przez życie, będąc pewnym, że to co wybraliśmy jest najlepsze dla nas i bliskich nas osób. Jednak czy naprawdę liczymy się z innymi? Często to, co wybieramy jest stricte egoistyczne. Nie oszukujmy się, każdy z nas ma w sobie coś z egoisty. Myślimy, że dobrze wybraliśmy. Że ta właśnie życiowa decyzja poniesie za sobą jedynie same zalety. Że będziemy szczęśliwi i zadowoleni. Jedynym problemem jest to czy w dorosłym życiu naprawdę potrafimy dobrze wybierać. Oczywiście, że każdemu zdarza się potknięcie. Raz na jakiś czas, każdy z nas skazany jest na porażkę. Jednak istnieją osoby, które całe swoje życie dokonywały tylko i wyłącznie tych złych wyborów. Całe życie borykały się z ich konsekwencjami. Takimi właśnie osobami jesteśmy my - ja i moja siostra. Kiedyś zakochane w sobie, byłyśmy swoimi najlepszymi przyjaciółkami. Kiedy dorosłyśmy, nasze drogi się rozeszły. Z początku obydwie się z tego cieszyłyśmy. Miałyśmy siebie dosyć. Nie mam pojęcia co czuła moja siostra, jednak ja zaczęłam tęsknić. Tęsknić za naszymi pogaduszkami, przesiadywaniem w milczeniu, śmianiem się do rozpuku czy wspólnym płakaniem. Żadna z nas nie odważyła się pierwsza zadzwonić. Obydwie chyba byłyśmy zbyt uparte. Jednakże stała się rzecz, której nigdy byśmy się nie spodziewały. Rzecz, która odmieniła nas obydwie. Niektórzy określiliby to mianem szczęścia w nieszczęściu. Wtedy tak o tym nie myślałam.

Był wiosenny, ciepły wieczór. Siedziałam przed komputerem, pisząc kolejną pracę potrzebną mi na zaliczenie zajęć. Byłam niesamowicie znużona i wszystko mnie denerwowało. Nagle rozdzwonił się mój telefon. Odebrałam oschle, jednak po paru sekundach, poczułam jak żołądek podchodzi mi do gardła, a serce powoli się zatrzymuje.
- Pani rodzice mieli wypadek. Robiliśmy wszystko, bardzo mi przykro. - Usłyszałam urzędowy, niski głos lekarza.
Powoli opuściłam rękę, a telefon wypadł mi z dłoni. Patrzyłam tępo w monitor, a z moich oczu powoli wypływały pojedyncze łzy, które w krótkim czasie zmieniły się w strumienie.

Dwa dni później stałam nad głębokim dołem, wykopanym w ziemi i wpatrywałam się w trumnę, powoli spuszczaną do środka. Stałam bez ruchu. Miałam za nic to co mówią ludzie, nie słyszałam słów kapłana, ani wiosennego śpiewu ptaków. Z moich oczu , nieprzerwanie od dwóch dni leciały strumienie łez. Wciąż nie mogłam pogodzić się z tym co się stało. Podniosłam głowę. Po drugiej stronie stała Ona. Moja siostra. Była w identycznym stanie. Wcześniej pokłócone, uparte, teraz patrzyłyśmy sobie w oczy. Czułam jak moje serce kurczy się. Jak robi mi się coraz goręcej. Ruszyłyśmy w swoją stronę w tym samym momencie. Kiedy stanęłyśmy twarzą w twarz, bez żadnego słowa ani gestu, rzuciłyśmy się sobie w ramiona. W ciągu kilkudziesięciu godzin 
straciłyśmy rodziców, jednak odzyskałyśmy siebie.
- Przepraszam. - Szepnęła.
- Przepraszam. - Odpowiedziałam.

I tutaj zaczyna się właściwa historia. Bo żadna z nas nie podejrzewała, że spotkamy ludzi, którzy całkowicie zmienią nasz świat. Ludzi, przez których popełnimy mnóstwo błędów. Ludzi, których pokochamy i znienawidzimy. Czy dążenie do szczęścia okaże się całkowitą porażką? 


 "Ludzie poruszają się po wytyczonych przez los albo przeznaczenie – obojętnie jak to nazwać – trasach. Na mgnienie oka krzyżują się one z naszymi i idą dalej. Bardziej niż rzadko i tylko nieliczni zostają na dłużej i chcą iść naszymi trasami. Zdarzają, się jednak i tacy, którzy zaistnieją wystarczająco długo, aby chciało się ich zatrzymać. Ale oni idą dalej."